promieniał z radości, że jego przepowiednie, co do mnie się sprawdziły: <br>- A widzi pan, panie Przybora - mówił do ojca tym swoim poznańsko-pomorskim akcentem, w którym "r" warczało nieco gardłowo, z niemiecka - że te moje przepowiednie to nie były żadne pierdołki, tylko szczera prawda! Słuchające tych słów panie były trochę skonsternowane, ale "pierdołki" po poznańsku to tyle, co "głupoty", całkiem niewinne słowo. <br> Zanim nastąpiło moje pożegnanie z Miedzyniem, ojciec niewyczerpany w edukacyjnych pomysłach, znów powrócił do idei kształcenia mnie w internacie, która przed dwoma laty sprawiła, że do pierwszej gimnazjalnej zdawałem w Chyrowie. Teraz znowu poczynając od trzeciej klasy, do której