szyderstwem niż patosem.<br> Oto odjeżdżał Cień, ręce złamawszy na pancerz a oni się<br>spieszyli!<br> U samego wezgłowia stąpał watażka, w białym kitlu przepasanym<br>rzemieniem, udając, że im pomaga.<br> Potrząsał swoim kruczym czubem.<br> Wokół stał tłum gapiów, poniektórzy z rozdziawioną gębą.<br> Kondukt szedł środkiem, prosto do drzwi na klatkę schodową.<br> <page nr=207><br> Nie skręcając ni w prawo, ni w lewo.<br> Ku schodom do wrót na wiosenny świat albo dalej do krypty, do<br>naszych podziemi.<br> Zanim jednak kondukt pogrążył się w cieniu, stała się rzecz, której nikt, ze <br>mną włącznie, nie oczekiwał.<br> Dziadek dźwignął się na marach, obrócił.<br> I półleżąc, wsparty na łokciu, przesłał nam