świadomość tego, że wśród nas "czai się zło", które niechybnie poluje na nasze zadki, a w związku z tym musimy się bronić. I paranoja gotowa. Kiedy zacząłem pracować, w naszym biurze pojawił się taki jeden. Dochodziło do takich paradoksów, że postulowano wydzielenie osobnej ubikacji dla tego człowieka, nie wspominając o skrupulatnym unikaniu krzeseł, na których siadywał. Pewnego dnia byłem w delegacji i zamiast pracować, strasznie się dołowałem z powodu kobiety pochodzenia czeskiego, która mnie nie chciała. Zadzwoniłem do pracy, żeby wyżalić się pierwszej napotkanej osobie i traf chciał, że padło akurat na niego. Na początku myślałem, żeby rzucić słuchawką, ale facet