do głowy, a straszliwy gniew <br>przysłania oczy czerwoną mgłą. <br><br>- Milczeć! - ryknęłam, tupiąc nogami w nieprzytomnej, <br>dzikiej wściekłości. - Milczeć albo ja was nauczę! <br><br><br>Cofnęli się i zamilkli na chwilę ze zdumienia, a ja <br>krzyczałam dalej, czując, że nie ma już Albanii, że <br>wszystko jest stracone: <br><br>- Tam na górze wyjmują właśnie <br>ze skrzyni mój strój koronacyjny! <br><br>- Cha! Cha! Cha! - śmiech wybuchł ze zdwojoną <br>siłą. <br><br>- A gdzie to stoi teraz ta skrzynia? - wołał <br>Stasiek, pokładając się niemal. - Bo jakem pomagał <br>dziadkowi zdejmować dywany do trzepania, to jej jakoś pod <br>fortepianem nie widziałem! <br><br>Dotychczas nie śmiał mówić, ale teraz... <br><br>- A moja matka - wołała Franka, córka