W kącie dwóch waluciarzy półgłosem wymieniało uwagi o czarnorynkowych kursach. Same liczby i sapanie. Skoro tylko usiedli, obok smętnej palmy, fertyczna kelnerka, umalowana wyzywająco, jak na te złe czasy, wyszła zza amarantowej kotary. Drobną dłoń trzymała w kieszonce fartuszka.<br>- Dzień dobry panom, to co zawsze, panie inżynierze? - zapytała.<br>- Dzień dobry, śliczna Lusiu, tak, to co zawsze, a dla pana koniak czy wino?<br>- Koniak - wybrał Jassmont, jeszcze są takie miejsca, gdzie można wybierać pomiędzy koniakiem a winem.<br>- Więc dwa koniaki, dwa torciki fedora i dwie duże czarne kawy. Duże, koniecznie duże - podkreślił Ossowiecki.<br>- Czyli to co zawsze, migiem podaję - dziewczyna odeszła wolno