rękach, a ona osuwała się coraz niżej, zbliżając niebezpiecznie do miejsca, w którym zbiegały się wszystkie korytarze, znów rozpaczliwie chwytała kępy traw i znów osuwała się, czując coraz większy chłód, spojrzała w dół i zobaczyła czarną czeluść, to właśnie z niej wiało chłodem, drżąc z zimna i przerażenia przywarła do śliskiego zbocza, jakby chcąc się do niego przykleić, gdy przez jej lęk przebił się głos Heleny:<br>- Dość już, Joanno, tego zachwycania się sobą! Dziewczyna w twoim wieku nie powinna być taka próżna, żeby godzinami wpatrywać się w lustro. <br>Tym razem powrót Heleny do domu Joanna przyjęła z ulgą. <br><br>Pewnego dnia liszki