Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
Z mojego punktu widzenia Antarktyda może nie istnieć. - Aż tak dotknęła go ta chwila. Tak, właśnie tak, nie czuł teraz związku z niczym poza tym miejscem i tą chwilą. Antarktyda może nie istnieć. Oczka księdza zrobiły się mysie, brudnoszare, matowe, okrąglutkie, zalęknione i chytre. W sieni gęstej od woni fioletowych śliwek zgodnie tupali. Jak folwarczni chłopcy wpuszczeni na pańskie pokoje. Granatowy, kosmaty owoc z naderwanym czubeczkiem potoczył się pod szafę z podwórzowym odzieniem. Nic się nie stało, sam sobie był kosmosem.
- Karbid marnuje - kiedy weszli do pokoju, ksiądz z wyrzutem wskazał lampę wiszącą na ordynarnym haku pod obrazem zasmuconego świętego Andrzeja
Z mojego punktu widzenia Antarktyda może nie istnieć. - Aż tak dotknęła go ta chwila. Tak, właśnie tak, nie czuł teraz związku z niczym poza tym miejscem i tą chwilą. Antarktyda może nie istnieć. Oczka księdza zrobiły się mysie, brudnoszare, matowe, okrąglutkie, zalęknione i chytre. W sieni gęstej od woni fioletowych śliwek zgodnie tupali. Jak folwarczni chłopcy wpuszczeni na pańskie pokoje. Granatowy, kosmaty owoc z naderwanym czubeczkiem potoczył się pod szafę z podwórzowym odzieniem. Nic się nie stało, sam sobie był kosmosem.<br>- Karbid marnuje - kiedy weszli do pokoju, ksiądz z wyrzutem wskazał lampę wiszącą na ordynarnym haku pod obrazem zasmuconego świętego Andrzeja
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego