zainteresowaniem pan Muldgaard.<br>- Nie - powiedział Paweł. - Morderca był tam. Chciałem się tu zaczaić.<br>- Na co?<br>- Na mordercę! Był w ogrodzie i tu się skradał, do okna. Uciekł!!!<br>- Gdzie uciekł?<br>- Tam, przez dziurę...<br>Nie wdając się w dalsze konwersacje, wszyscy razem, potykając się w ciemności, popędziliśmy do dziury w żywopłocie. Gałęzie śliwy złapały za włosy najpierw mnie, a potem Zosię. Zgięci wpół, kolejno wypadliśmy spod konara drzewa na ulicę. Latarka pana Muldgaarda rzucała dzikie błyski na wszystkie strony zależnie od pozycji, jaką zajmował w galopie. Na ulicy było nieco widniej, bo świeciła z daleka latarnia.<br>Kilka metrów przed nami, obok żywopłotu, stała