Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
z nimi co chcesz. Zaczynam mieć respekt dla ciebie! Zrobiłeś się okropnie dorosły... A jeszcze niedawno byłeś taki jak moi malcy... I też nie mogłam sobie z tobą poradzić... Byłeś nieznośny, brzydki, złośliwy. Kto by pomyślał, że wyrośniesz na takiego ładnego chłopca...

Na obiad, zgodnie z obietnicą Kazi, były same słodkie potrawy. Nie powiem, żebym był tym zachwycony. Pod koniec obiadu już mnie mdliło. Teraz gotów byłbym jeść nawet znienawidzone mielone kotlety z marchewką.

Po obiedzie, gdy siedzieliśmy na werandzie, zjawił się wędrowny handlarz-Chińczyk. Rozwinął pękaty tobół i rozlożył na ziemi chińskie jedwabie. Mówił łamanym językiem. Kazia oglądała wszystkie materiały
z nimi co chcesz. Zaczynam mieć respekt dla ciebie! Zrobiłeś się okropnie dorosły... A jeszcze niedawno byłeś taki jak moi malcy... I też nie mogłam sobie z tobą poradzić... Byłeś nieznośny, brzydki, złośliwy. Kto by pomyślał, że wyrośniesz na takiego ładnego chłopca...<br><br>Na obiad, zgodnie z obietnicą Kazi, były same słodkie potrawy. Nie powiem, żebym był tym zachwycony. Pod koniec obiadu już mnie mdliło. Teraz gotów byłbym jeść nawet znienawidzone mielone kotlety z marchewką.<br><br>Po obiedzie, gdy siedzieliśmy na werandzie, zjawił się wędrowny handlarz-Chińczyk. Rozwinął pękaty tobół i rozlożył na ziemi chińskie jedwabie. Mówił łamanym językiem. Kazia oglądała wszystkie materiały
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego