pani Linsrumowa poznała głos rękodzielnika Skiersia, który nie mając grosza na wódkę, lubił i na trzeźwo postać sobie czasem w sklepie.<br>- Ja nie słyszę tego głupiego gadania - powiedziała z godnością. Pan Skierś zbliżył się powoli, opierając się poufale o ladę.<br>- Nie ma się czego wstydzić, dobrodziejko kochana - rzekł z nieprzyjemną słodyczą. - Dla was to nawet wielki, Boże odpuść, zaszczyt.<br>- O czym wy, panowie, mówicie? - spróbowała pani Linsrumowa naiwności, choć czuła się już wplątana w misterną sieć obu dwuznacznych panów.<br>- O Polku mówimy, dobrodziejko, o chłopcu pani - rzekł jowialnie Skierś i spróbował zajrzeć Babce w oczy. Na szczęście w tym momencie przed