tak zboża dymiące, czy<br>słońce, które szło krok w krok za nami, mściwe, żółte, oleiste, i<br>kapało na nas. Jechaliśmy przez sam środek tego dusznego dojrzewania, a<br>milczenie stanowiło jedyny nasz cień.<br> Ten upał sprzyjał mojemu żalowi do ojca, może ów żal nawet<br>usprawiedliwiał. W tym upale każdy odgłos drażnił - słychać było, jak<br>się wóz obciera i uprząż na koniu, jak <orig>naszelnik</> podzwania u dyszla, a<br>kopyta klapią po zemlonej ziemi. Najmniejsze kolebnięcie wozu uwierało<br>aż gdzieś w pacierzach.<br> To wszystko odbijałem sobie na Bogu ducha winnym ojcu. Cieszyłem się,<br>że mu ten koń wcale nie pasuje, za urodny jest, za