swojej religii, obyczaju, odkrył w Paryżu<br>wspaniałą tradycję malarską i mizerny, parszywy ideał wzbogaconego<br>burżuja, ideał "wyższego towarzystwa" i "salonu". Podskórnie,<br>podświadomie głodny innej harmonii. "Gdybym był katolikiem, dużo bym<br>chodził do kościołów" - to jego słowa. Marzył latami, by malować<br>zakonnice (czy tylko forma ich kornetów go pociągała?), nie miał<br>śmiałości do nich podejść i przemówić. Miał kult Greca, którego zresztą<br>prawie nie znał. Soutine, który całe życie malował obrazy jak krwawe i<br>złote strzępy, ten pono ateusz, który wyrósł w religijnym getcie, a<br>umarł w latach dla narodu żydowskiego apokaliptycznych, ten człowiek<br>pono tak słaby i próżny, dlaczego tak malował