czynnych i życzliwych całemu przedsięwzięciu osobistości, komendant Milicji Obywatelskiej, bez pytania o głos, niby do sąsiadów przy stole konferencyjnym, ale tak głośno, że wszyscy słyszeli, zasyczał: <br>- To nie jego gówniana sprawa, to ci inteligencka łachudra, będzie nam tu w kieszenie zaglądał i węszył. Od samego początku ten facet klasowo mi śmierdział! Co jego za zasrany interes nos wtykać w nie swoje sprawy, jak zacznie nam tu świnić, to ja mu pokażę! Bóg mi świadkiem!<br>Udawałem, że nie słyszę, zresztą pierwszy sekretarz, głośniej, prawie tubalnie, co też się nie zdarzało (wszystkie poprzednie zebrania odbywały się w atmosferze powagi i zrozumienia) powiedział:<br>- Ciszej