wymyśliliśmy, że z okazji podwójnego sukcesu w łowach zjemy gdzieś dobry obiad. Nie wiem, czy wszyscy pamiętają, że w czasach komuny (i wojny) nie było to proste. Był już jednak wtedy za Warszawą ekskluzywny zajazd "Georg", gdzie jadali, tak pogardzani wtedy przez władze "badylarze". Zajechaliśmy tam maluchem i już było śmiesznie: najgorszym samochodem na parkingu był mercedes palacza z kotłowni. Weszliśmy do środka w strojach myśliwskich, czym wzbudziliśmy niemałą sensację wśród towarzystwa w smokingach i sukniach wieczorowych.<br>Nie będę opisywał menu, bo, po pierwsze, to co wtedy było "boskie" i niespotykane dzisiaj jest już normalne, po drugie, nie pamiętam już szczegółów