ukryć, przypominam sobie, że po lekkim uderzeniu zemdlałem i chyba upadłem na podłogę.<br>Śniłem ten sen wiele razy. I zawsze budziłem się dokładnie w chwili, kiedy otwierałem drzwi. <br><br>Może traktowałem ten sen zbyt poważnie? Tak jak siebie? Bo siebie zawsze traktowałem śmiertelnie poważnie. Miałem wrażenie, że inaczej byłbym śmieszny, a śmieszności bałem się najbardziej. Wiele razy czułem, że staję się pośmiewiskiem, a zachowywanie śmiertelnej powagi w jakiś sposób zawsze chroniło mnie przed śmiesznością. <br>Ten, kto śmieje się z czyjegoś śmiertelnie poważnego tonu, w jakiś sposób sam wystawia się na pośmiewisko. Wolałem już współczucie niż śmieszność. Nawet litość, której nienawidziłem, wolałem od