w nim nasilał, ogromniał, ciągnął za ramiona. Czuł, że jeszcze sekunda - i wszystka ciemność dokoła, cała noc, w której niewidzialnych kleszczach tkwił jak w ogromnej jamie, zawrzasną tym potwornym wyciem. Nie mógł tego znieść. Poderwał się z posłania. Krzyknął.<br>Pani Alicja natychmiast się przebudziła. Usiadła i po omacku, jeszcze odurzona snem, poczęła trzęsącymi się dłońmi szukać kontaktu. Znalazła go wreszcie. Zaświeciła.<br>Antoni klęczał na tapczanie nie opodal. Ciężki. Masywny i kanciasty. Twarz miał pobladłą, zmienioną. W pasiastej piżamie i z niekształtną, ogoloną głową wyglądał w tej chwili na wypuszczonego z więzienia zbrodniarza. Gdy skierował na nią szklane spojrzenie martwych, nienaturalnie rozszerzonych