Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
nie powinnam tego mówić, ale dzięki panu uwierzyłam, że Rosjan móżna kochać... Niech pan się nie dziwi... Mnie wychowywano w nienawiści do Rosjan...

- No dobrze! Niech będzie brat-Moskal - zawołał Jurczenko, pokrywając śmiechem wzruszenie. - Stanisławie Bernardowiczu, co to za szury-mury? - zwrócił się do ojca. - Krysoczka, powiedz Tekli, żeby dała śniadanie! Człowiek umiera z głodu, a wy bawicie się prysznicem!

Ojciec zawstydzony, z nieśmiałym uśmiechem zbliżył się do matki, która chyba tylko na to czekała, bo bez wahania rzuciła mu się na szyję.

Na twarzy Jurczenki rozlał się uśmiech na podobieństwo pogodnej tęczy.

Teraz dopiero, gdy nastąpiło odprężenie, wybuchnąłem płaczem. Nie
nie powinnam tego mówić, ale dzięki panu uwierzyłam, że Rosjan móżna kochać... Niech pan się nie dziwi... Mnie wychowywano w nienawiści do Rosjan...<br><br>- No dobrze! Niech będzie brat-Moskal - zawołał Jurczenko, pokrywając śmiechem wzruszenie. - Stanisławie Bernardowiczu, co to za szury-mury? - zwrócił się do ojca. - Krysoczka, powiedz Tekli, żeby dała śniadanie! Człowiek umiera z głodu, a wy bawicie się prysznicem!<br><br>Ojciec zawstydzony, z nieśmiałym uśmiechem zbliżył się do matki, która chyba tylko na to czekała, bo bez wahania rzuciła mu się na szyję.<br><br>Na twarzy Jurczenki rozlał się uśmiech na podobieństwo pogodnej tęczy.<br><br>Teraz dopiero, gdy nastąpiło odprężenie, wybuchnąłem płaczem. Nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego