Typ tekstu: Książka
Autor: Parandowski Jan
Tytuł: Niebo w płomieniach
Rok wydania: 1988
Rok powstania: 1947
na Ben Ali Beja. Mama nie chciała nas puścić, bojąc się rozruchów. Cała ulica
Kraszewskiego pełna policji i agentów. Przed konsulatem rosyjskim wzmocniona
kompania piechoty z 4 oficerami. Zosia przyszła po nas do pasażu. Po kolacji
czytała głośno "Quo vadis". O 1/2 11 spać.
1 lutego 1903. Niedziela. Odwilż, śnieg, deszcz. Po kościele zaniosłem czynsz
Dąbrowskicj. Prosiłem o naprawienie pieca w salonie. Stara skąpica zaczęła mówić
o podwyżce czynszu! Bawiłem się z Teofilem w kolej, poukładał krzesła w jadalni
na podłodze jak wagony, on był konduktorem, ja pasażerem. Dałem mu swoją torbę
podróżną, chce mieć jeszcze taką maszynkę do przecinania biletów
na Ben Ali Beja. Mama nie chciała nas puścić, bojąc się rozruchów. Cała ulica <br>Kraszewskiego pełna policji i agentów. Przed konsulatem rosyjskim wzmocniona <br>kompania piechoty z 4 oficerami. Zosia przyszła po nas do pasażu. Po kolacji <br>czytała głośno "Quo vadis". O 1/2 11 spać.<br> 1 lutego 1903. Niedziela. Odwilż, śnieg, deszcz. Po kościele zaniosłem czynsz <br>Dąbrowskicj. Prosiłem o naprawienie pieca w salonie. Stara skąpica zaczęła mówić <br>o podwyżce czynszu! Bawiłem się z Teofilem w kolej, poukładał krzesła w jadalni <br>na podłodze jak wagony, on był konduktorem, ja pasażerem. Dałem mu swoją torbę <br>podróżną, chce mieć jeszcze taką maszynkę do przecinania biletów
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego