już kilka domów dalej, przekręcił szalik i wypuścił luźno końca, "robiąc się" na dziewczynę. Ulica była całkiem pusta, a zresztą tutaj prawie nikt nie znał go jeszcze z widzenia. Ale zupełnie nieoczekiwanie dalej, w miejscu gdzie ulica kończyła się przy szosie, zobaczył mała grupkę ludzi i jeszcze ze dwie osoby, śpieszące w tamtą stronę. Podszedł zainteresowany, bo przy tych mrozach, rzadko spotykało się nawet pojedyńczego przechodnia.<br>Tymczasem oni stali nieruchomo, mężczyźni mimo mrozu z odkrytymi głowami, patrząc przed siebie na jedno miejsce. Leżał tam - to dziwne, chyba kupka gałganków, jakieś szmaty porzucone na śniegu, dlaczego wszyscy tu stoją, na co tak