dostrzegli.<br>...Nazajutrz czekała mnie zaskakująca odmiana losu.<br>Przyszedł pielęgniarz, podobny do watażki, któremu skrzydło włosów na oko spadało.<br>Jak koń grzywę podrzucał je do góry raz po raz.<br>Istny zawadiaka ze stepów Zaporoża, któremu lepiej nie wchodzić w paradę, dorodny syn jakiegoś dziadźki atamana, na wiernej służbie u carycy.<br>Spojrzał spode łba i wyburczał, żebym się stąd zabierał, bo zostaję przeniesiony gdzie indziej, jest ukaz.<br>Nie śmiałem pytać - dokąd?, lecz chciałem zabrać ze sobą jedyną rzecz, jaka do mnie należała, list od żony i córki schowany pod poduszką.<br>Więc mitrężyłem siedząc na łóżku i rozglądając się po do znajomej celi, gdzie