wierzył. <br>- Niech pan zabierze diagnoster i idzie, doktorze. To niedaleko. Przepraszam, nie chciałem pana uderzyć. Nic się panu nie stanie. <br>Do doktora Roachera zaczęło docierać. Nicholas rozpoznał moment zmiany, dostrzegł, jak rozszerzają się źrenice lekarza. <br>Odtąd nie był w stanie otwarcie na nich patrzeć - tylko ukośne łypnięcia, zezy nagłe i spode łba. Ręce mu się trzęsły, gdy wyjmował z szafki zestaw diagnostyczny w skórzanym futerale. Kiedy mijali po drodze innych AGENTÓW, instynktownie obracał się do nich bokiem, jakby kuląc się od złego wzroku. Raz widocznie zahaczył o jakąś monadę, bo złapał się za biodro i, kulejąc, klął w języku, który diabeł