Heli i dziewczętom w bufecie. Po drodze przypomniał sobie parę zamówień bojąc się, by mu nie uleciały z pamięci, czym prędzej powtórzył je kawiarce <page nr=204>. Cały wysiłek woli skierował na opanowanie twarzy i unikanie spojrzeń panny Heli, więc ręce tymczasem same układały tacki, myliły się, łyżeczki kładły na dzbanuszkach, cukier na spodkach, poprawiały błąd, szukały czegoś, błądziły po omacku i wreszcie, jak automat pozbawiony siły popędowej, stygły w bezruchu. Wtenczas Roman uśmiechał się głupkowato i z niedorzeczną uwagą słuchał, co tam Bandera lub Miecio Sierpowski zamawia.<br>- No, idźże pan już - trącił go Wesołowski. - Zaraz, zaraz...<br>Długo jeszcze plątał się w chaosie łyżeczek