przesunęłam się ku wolności o szósty metr, potem o siódmy. Zaczynało mnie ogarniać przerażenie i rozpacz. Wszystko mi gniło i miałam wrażenie, że sama składam się już wyłącznie z części płynnych. Korytarz, dłubany w zdenerwowaniu i z niecierpliwością, zwężał się zastraszająco. Skurczona na jego końcu, leżąc, wydłubywałam zaprawę z następnej spoiny.<br>Wyszarpnęłam długi, poprzecznie wiążący kamień. Z nieco mniejszym wysiłkiem obruszyłam i wyjęłam dwa obok niego. Obdłubałam dookoła i wyciągnęłam dwa następne, a potem jeszcze jeden z głębi za nimi. Już chciałam odrzucić ten jeden za siebie, kiedy nagle coś mnie zaintrygowało. Wapień był jasny, miał różne szarobeżowe odcienie, a ten