via Avezzano po mój kostium. Pół godziny później rozpoznałem je - Fiumicino! Tu, przebrawszy się w kabinach, wynajęliśmy łódź. Tak znowu życzył sobie Wieśniewicz. Ani nas, ani siebie nie miał zamiaru męczyć wiosłowaniem. Chciał tylko oddalić się od brzegu. Powiedział:<br>- Będzie ciszej, spokojniej, czyściej.<br>Czyściej rzeczywiście było. Co do ciszy i spokoju - różnie, bo Wieśniewicz kąpał się wesoło. Burzył wkoło siebie wodę albo krzesał wspaniałe bryzgi, kierując je w nas. Z tej zabawy przerzucił się wkrótce w inną: w lekcję pływania, której udzielał Antonelli. Pływała ona, lecz niepewnie. Na koniec, podsadziwszy <page nr=203> ją na łódkę, zaproponował mi, żebyśmy się wypuścili,dalej. Przystałem na