o m a jeden, siedemdziesiąt dziewięć k o m a dwadzieścia sześć, sześćdziesiąt dwa k o m a siedemnaście! - Opadł zaraz na poduszkę, dyszał zmęczony, ale mówił dalej: - Miałem też młodszego brata. Został sędzią. Zginął dwanaście lat temu w katastrofie budowlanej. Pojechał do Gorzowa Wielkopolskiego, do chorego szwagra i płyta sprasowała ich obu na tekturę. Jedyny gwałtowny przypadek naszych dziejów rodzinnych. Rzekomo zawiódł program symulacyjny, zagrożenia błędnie zweryfikowano - takie otrzymałem urzędowe orzeczenie. <br><br>Starym powodziło się nieźle. Musieli być, jak na tamte czasy, dosyć zaradni i dobrze żyć z innymi. Pierwszy obraz, jaki pamiętam, to klitka w hotelu garnizonowym. Bordowy tapczan, zajmujący