mało ludzi. Żadnych turystów. Rajnfelda odnalazłem bez trudu, choć nie miałem adresu, bo przecie miasto, ściśnięte swoimi murami, jest malutkie. Mieszkał w pensione za murami z jakimś jasnowłosym Anglikiem, też malarzem, jak mi się zdaje. <br> Tu konieczna dygresja. Wilno tym między innymi różniło się od Warszawy, że nie było tam środowiska gejów, natomiast w Warszawie istniało i niemal utożsamiało się ze środowiskiem literacko-artystycznym. Byłem ładnym chłopcem i kiedy tam trafiłem, uważano mnie, ze zwykłym w tych kołach prozelityzmem, za swojego, tyle że nie uświadomionego i nie chcącego przyznać się do tej skłonności. Kto zresztą tej skłonności nie ma. Mnie natomiast