góry, zjeżdża <br>z wyciem klaksonu auto osobowe. Patrzący przestają oddychać, matka biegnąca <br>brzegiem drogi wydaje straszny, przeciągły krzyk.<br> Zenek przechyla się do tyłu tak mocno, że tylko naprężone lejce utrzymują go <br>w równowadze, i równocześnie całym ciałem skręca się w prawo. Ten sam skręt <br>wykonuje głowa konia - i nagle wózek stacza się z wysokiego nasypu szosy w dół, <br>na łąkę. Koń biegnie jeszcze. kilkanaście kroków po zielonym, miękkim bezdrożu <br>i wreszcie staje, zdyszany i zlany potem.<br> Pierwsza dopada wozu matka. Chwyta dziecko w ramiona, opiera się plecami o <br>deski, wyzbyta nagle z sił. Potem nadciągają Julek, Marian, Pestka, pracownicy <br>drogowi .<br> - Zenek! wykrzykuje