udawały się do tego samego przedszkola, odwożone przez Krzysztofa U. po drodze do pracy. Weekendy zazwyczaj spędzali na dalekich spacerach lub wyprawach za miasto, a póki jeszcze było w miarę ciepło, jeździli na wycieczki rowerowe i urządzali sobie pikniki w lesie. Jednym słowem, wyglądali i zachowywali się jak szczęśliwe, zgodne stadło, które przede wszystkim dba o dobro swoich dzieci, a do siebie odnosi się z sympatią i szacunkiem. Tak postrzegali ich wszyscy wokół, co później powtarzało się w zeznaniach świadków. Okazuje się jednak, że nie ma nic bardziej złudnego, niż pozory...<br>Gdzieś tak w połowie października Krzysztof U. zaczął napomykać, żeby