na dwoje w jednoczesnym błysku i huku gromu. Pieprznęło tuż obok nich. Ogłuszony, spłoszony dzik odskoczył, zrobił kilka kroczków w bok i pędem ruszył przed siebie, w głąb zagrody. Anglik podniósł się powoli i w tejże chwili setkami twardych piąstek uderzył go w twarz zimny, rzęsisty deszcz.<br>Z bijącym sercem stał obok ogrodzenia, na śliskiej i wilgotnej ziemi, w strugach ulewy, która robiła się coraz silniejsza. Obok niego, gdzieś blisko, za szarą zasłoną z paciorków deszczu, garbił się Carlos.<br>- Thanks.<br>Carlos odpowiedział coś, co utonęło w huku następnego pioruna. Zza niedalekiego muru po północnej stronie zagrody zawtórował odgłosom burzy przeciągły lwi