dolegliwości w miejscu tak bardzo publicznym, jak ten niesłychany gmach szkolny, mający rozszerzać horyzonty młodzieży, a przerobiony na miejsce ścieśnienia dla dorosłych, mają to do siebie, że są wyolbrzymione przez fakt, iż tyle osób patrzy, a nikogo nic nie obchodzi. Zastanawiam się (choć absolutnie nie będę tego twierdził z całą stanowczością), że wszelkiego rodzaju cierpienia są raczej natury teatralnej i skoro ktoś cierpi w samotności, to po pewnym czasie przyczyną cierpienia nie jest okoliczność, która je wywołała, ale brak widzów, którzy by się wzruszali, płakali, bili brawo, rzucali kwiaty i wyprzęgali konie z karety. No, a tutaj są wprawdzie widzowie, ale