Ulicami przelewały się nieprzebrane tłumy ludzi, grubych, spasionych mężczyzn o szyjach z salami. Każdy z nich może zeszłej nocy, może przed chwilą, mógł spać z Jeannette. Każdy z nich mógł być właśnie tym, którego szukał i ścigał w swych bezowocnych pogoniach. Pierre z uporem maniaka wpatrywał się w twarze przechodniów starając się dostrzec na nich jakiś ślad, jakiś najdrobniejszy skurcz pozostawiony przez rozkosz przeżytą z Jeannette. Chciwymi nozdrzami wsysał zapachy ubrań, wietrząc, czy nie pochwyci na którymś zapachu perfum Jeannette, subtelnej woni jej maleńkiego ciała.<br>Jeannette nie było, nie było jej nigdzie.<br>A jednak była wszędzie. Pierre widział, rozpoznawał ją dokładnie