miejsce startu. Przygotowania do wypłynięcia napędziły nam nie lada strachu. Bo też ćwiczymy wyskakiwanie z pontonu, holowanie rozbitka itp. Potem hasło: Do wody. Trzeba przepłynąć albo lepiej dać się nieść wodzie przez ok. 300 m. bo płytko tu, ale nurt szybki. Dopiero po takim przygotowaniu można wsiąść do pontonu. Omijanie sterczących skał początkowo wcale nie było łatwe, ale jakoś udało się dobić do mety. Chyba nikt z uczestników tej wyprawy nie widział ścian i szczytów gór, między którymi płynęła rzeka. Koncentrować się trzeba było na utrzymaniu pontonu na powierzchni. Taki spływ to jedna z atrakcji "szkoły przeżycia", które znajdują coraz więcej