Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Polityka
Nr: 21
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2000
oddać zaraz po wyjściu z autobusu.

Do kolegi Pawlika, który pracuje legalnie na budowie obok bazarku, przychodzą regularnie zawsze w dniu wypłaty. Dobrze wiedzą, kiedy przyjść. Po jednego chłopaka z bazarku przyjechali w dwa Mercedesy, wpadli w nocy na podwórko, gdzie mieszkał w garażu z siedmioma innymi Ukraińcami, wywlekli i stłukli gazrurkami. Podobno darł się wniebogłosy. Leży w szpitalu, ledwo go odratowali. A z czego za szpital zapłaci bez ubezpieczenia? Deportują go pewnie.

Właścicielka gospodarstwa zadzwoniła po policję, jak już było po wszystkim. Ale co tam po policji. Nikt nic nie widział, nie słyszał. Ciemno było, wszyscy spali.

Matka Wołodii dzwoniła
oddać zaraz po wyjściu z autobusu.<br><br>Do kolegi Pawlika, który pracuje legalnie na budowie obok bazarku, przychodzą regularnie zawsze w dniu wypłaty. Dobrze wiedzą, kiedy przyjść. Po jednego chłopaka z bazarku przyjechali w dwa Mercedesy, wpadli w nocy na podwórko, gdzie mieszkał w garażu z siedmioma innymi Ukraińcami, wywlekli i stłukli gazrurkami. Podobno darł się wniebogłosy. Leży w szpitalu, ledwo go odratowali. A z czego za szpital zapłaci bez ubezpieczenia? Deportują go pewnie.<br><br>Właścicielka gospodarstwa zadzwoniła po policję, jak już było po wszystkim. Ale co tam po policji. Nikt nic nie widział, nie słyszał. Ciemno było, wszyscy spali.<br><br>Matka Wołodii dzwoniła
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego