skał i - dołem uczepiona niewidzialnego przeciwnika - górą obracała się w szalonych obrotach kilometrowym Malströmem, opalizując błękitnawo. Nikt się nie odezwał, wszyscy zrozumieli, że chmura usiłuje w ten sposób zgnieść pęcherz energetyczny, w którym, niby pestka w łupinie, tkwiła maszyna.<br>Rohan zauważył kątem oka, jak <orig>astrogator</> otwierał już usta, aby spytać stojącego przy nim Głównego Inżyniera, czy pole wytrzyma - ale nie odezwał się. Nie zdążył.<br>Czarny wir, ściany wąwozu, zarośla, wszystko to znikło w ułamku sekundy. Widok był taki, jakby na dnie rozpadliny skalnej otwarł się ziejący ogniem wulkan. Słup dymu i kipiącej lawy, skalnych okruchów, nareszcie - wielki, welonami pary powłóczący obłok