wrażenie, że jest na karuzeli. Wrócił do pokoju, włożył czystą koszulę; sięgał po krawat wiszący na oparciu krzesła, kiedy jego wzrok padł na stół. Leżał tam obraz, twarzą do blatu. Odruchowo spojrzał w tę stronę, gdzie przedtem stał portret Karoliny Lechickiej. Oczywiście go tam nie znalazł. Skąd wziął się na stole? Ostrożnie odwrócił portret i ze zgrozą stwierdził, że obraz uległ zniszczeniu. Ten cholerny wazon z kwiatami, który postawiła Konczaninowa albo jedna z jej córek, przewrócił się i wylała się z niego woda. W jednym miejscu płótno nasiąkło nią, zniekształcając rysy kobiety na portrecie. Farby, które się ze sobą zlały, postarzyły