do innych izb, stał pośrodku wiejski stół z dębowego drewna. Nad nim bujała się duża lampa naftowa, jedna z tych, z jakimi gospodarze wrzosowscy chodzą wieczorem do obory. Za dużo krzeseł, czyżby zebranie konspiracyjne, wszystkie przypadkowe. To, na którym zachęcony okrągłym gestem gospodarza usiadł Jassmont, obite było zielonym pluszem, koloru stołu bilardowego, przyjemnie jęknęło. Wyciągnął nogi pod stołem. Smuga schodzącego słońca liznęła pokój. Przegięła się na słupku książek w kącie. Pod ręką Szyca, który rozsiadł się ceremonialnie, otwarty blok notesowy, czarne wieczne pióro z zawczasu odkręconą nakrętką. Złota stalówka, wydłużona poprzez swą szlachetną stabilność, lśniła jak gilza pistoletowa. W małym koszyczku