było, jeżeli w grę wchodziły "przejażdżki" samotne. Zupełnie inaczej zachowywała się, kiedy wypuszczało się ją na dziedziniec folwarczny lub na wybieg dla koni. Wtedy harcom, podskokom, wierzganiu, którym towarzyszyło nieustanne, radosne popierdywanie (zdumiewające zasoby gazu!) nie było końca. <br> Jakie żywiła do mnie uczucia? Z początku niewątpliwie nie znosiła mnie. Potem, stopniowo zobojętniała (tak mi się przynajmniej zdawało). W sumie, zniechęciło mnie to do niej uczuciowo. Kiedy jednak, równie ambitny, jak ona, przesiadłem się na dużą klacz, porzucając Lolę, nie zniosła tego. Umarła wkrótce na nieznaną (weterynarzowi) choraobę. Więc - zraniona miłość własna, czy... zranione uczucie? Na wszelki wypadek: wybacz, Lolu!... Maści była