głupawej euforii.<br>Małgosia, znając doskonale moje ekscesy, kładzie mi rękę na udzie. Udaję, że nie rozumiem tego ostrzegawczego znaku, patrzę na nią wlanym wzrokiem i kiwam głową z porozumiewawczym rubasznym uśmiechem, przyklepując jej dłoń swoją.<br>- Ktoś już ma dosyć - szepcze Gosia.<br>- No co ty! - rzucam niby to oburzony, ale trochę stopuję. <br>Rozmowa jakoś zamiera. Tym bardziej że wdowa, nasza kochana drobniutka pomarszczona wdowa, wnosi główne danie. Zapach dziczyzny jest oszałamiający. <br>- Mięcho, mięcho, jedzmy mięcho, póki nam nie zabronią - wołam, po czym wycofuję się. - Sorry, mi się dziś wszystko kojarzy z jednym... <br>Wdowa jest niesamowita, bo też zmarły przed paroma laty pisarz