opowiadali, jak nocami w zamkniętej izbie sam ze sobą rozmawiał, krzyczał, jakby kogoś chciał wyrzucić, jak gdyby przed kimś usprawiedliwiał się. Zauważono, że budowniczy bywa często tak zamyślony, iż nie słyszy, co do niego mówią, iż często toczy błędnym wzrokiem, często patrzy tak dziko, że człowieka mrowie przechodzi. Oczywiście, jakąś straszną tajemnicę chował w sercu. Zaczęto się go bać, zaczęto go unikać. <br>Zbliżał się czas poświęcenia kościoła. Przygotowania czyniono wielkie, zebrało się moc ludu z bliska i z daleka. <br>Rano, zanim się jeszcze zaczęły uroczystości kościelne, a Rynek przed kościołem zapełnił już tłum ludu, na wyższej wieży w oknie zjawił się