Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Gazeta Wrocławska
Nr: 12.02
Miejsce wydania: Wrocław
Rok: 1999
Poznania, nie wytrzymał. Wziął trzy dni urlopu i pojechał. - Trochę się bałem, że mnie nie przyjmą - przyznaje. - Ale udało się. Po krótkiej rozmowie z reżyserem zostałem odesłany do kierownika produkcji i okazało się, że mogę zostać. Okropnie się ucieszyłem. Nie zależało mi na pieniądzach. Byłem gotowy zagrać za przysłowiową "miskę strawy". W momencie, kiedy Robert Chiniewicz trafił do Biedruska, Jerzy Hoffman właśnie kręcił sceny bitwy pod Żółtymi Wodami. Do tego potrzeba było pospolitego kozactwa. Panu Robertowi przyszło więc zagrać krwiożerczego kozaka. - Pamiętam, że było wtedy okropnie gorąco - wspomina. - Przed każdą sceną byliśmy dokładnie sprawdzani, czy nie mamy zegarków, łańcuszków i tym
Poznania, nie wytrzymał. Wziął trzy dni urlopu i pojechał. - Trochę się bałem, że mnie nie przyjmą - przyznaje. - Ale udało się. Po krótkiej rozmowie z reżyserem zostałem odesłany do kierownika produkcji i okazało się, że mogę zostać. Okropnie się ucieszyłem. Nie zależało mi na pieniądzach. Byłem gotowy zagrać za przysłowiową "miskę strawy". W momencie, kiedy Robert Chiniewicz trafił do Biedruska, Jerzy Hoffman właśnie kręcił sceny bitwy pod Żółtymi Wodami. Do tego potrzeba było pospolitego kozactwa. Panu Robertowi przyszło więc zagrać krwiożerczego kozaka. - Pamiętam, że było wtedy okropnie gorąco - wspomina. - Przed każdą sceną byliśmy dokładnie sprawdzani, czy nie mamy zegarków, łańcuszków i tym
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego