się na piasku.<br>- Daj rękę, poprosiłem, powróżę ci.<br>- Lubiłem ręce Mary.<br>Wiedziała o tym.<br>Śmiała się, podała mi dłoń, przybliżyłem jej wnętrze do twarzy, nasłuchiwałem ustami pachnącego, ciepłego tchnienia.<br>- Te cztery kobiety wynurzyły się zza wydmy jak nierealne zjawisko, szły wprost na nas, objęte uściskiem, trzy z nich kołysały dzwonami strojnych spódnic, czwarta była spowita aż po kostki w indyjskie sari, stąpała lekko, jak niematerialna istota, Mara, spostrzegłem kątem oczu, aż rozchyliła usta ze zdumienia, zbliżyły się tak, że już niemal widziałem ciemniejsze od śniadego czoła znamię między brwiami egzotycznej dziewczyny - nagle przycisnąłem rozwartą dłoń Mary do oczu, zasłoniłem się nią