wrzeszczy wniebogłosy.<br> Rozsierdzony pan jak nie weźmie, jak nie praśnie szarakiem o ziemię, matkę naszą rodzoną.<br> Szarak, przekopyrtnąwszy się przez łeb, w pole czmycha, a z trawy upadkiem zająca spłoszone zrywa się z furkotem stadko kuropatw, a na trawie jeszcze siedem ubitych, gotowych do skubania leży."<br> <page nr=55><br> Przytoczywszy tu jedną ze stronic dawnej księgi łowów, pytamy, gdzie się podziały inne.<br> Może leżą gdzieś na stryszkach zbutwiałe, zjedzone przez mole, pożółkłe od słońca, upstrzone przez muchy.<br> Może gniją w piwnicach, w loszkach do tej pory pachnących niedźwiedzią szynką, udźcem turzym w dymie wędzonym.<br> A może tej księgi nigdy nie było.<br> Może nikt jej