z zewnętrznej kieszeni sportowej marynarki wyciągnął portfel.<br>Marynarka nostalgiczny beż, patynowane srebrne guziki, ogólna swoboda, wyglądało, że przynajmniej stara się nadać spotkaniu cechę nieoficjalności; coś jak przyjęcie na świeżym powietrzu lub niezobowiązująca przechadzka w miłym towarzystwie. Portfel, czy nie ze skóry krokodyla, bardzo prawdopodobne. Solidny po bankiersku i w najlepszym stylu zarazem. Przetrwa pokolenia, wojny przetrzyma. Z tej doskonałości wyjął kartę wizytową, wpadającą w bladą zieleń, wyborny papier, gustowna, wrażliwe oko doceni dyskretną urodę. Podał Jassmontowi z lekkim opuszczeniem powiek. Dichter - więc artysta - zdominował inne wyrazy. Sztuczność prezentacji tłumaczyło to jedno słowo. Wypowiedziane w potoku innych utonęłoby, a w ten sposób