Furmani nie kradli, ponieważ byli dobrze opłacani, pomylił się komendant".<br>W wartowni, śmierdzącej dziegciem, siedziało na ławie kilku folksdojczów osowiałych, rozprażonych lenistwem. Poderwali się na widok przywódcy. Minął ich i wepchnął Jurka do pokoiku, który sam zajmował. Później ryczał długo i nudnie, gęsto przeklinając. Wreszcie podniósł nad głową pejcz i świstał nim łakomie w powietrzu.<br>Jurek nie uchylił się. Patrzył ponuro spod brwi w czerwone oczka komendanta, lśniące od wódki. "Nie uderzysz - myślał. - Jeśli uderzysz, zastrzelę. Wpakuję ci w ten świński łeb odżałowaną kulę najdalej za trzy dni".<br>Nie uderzył. Być może, że rozporządzał, jako zwierzę, zwierzęcym instynktem, który ostrzega. Być