moim gapiostwie. Janka, być może, <br> nie rzucała się tak gwałtownie w oczy, jak bywa, że rzucają się inne. Ją się po prostu odkrywało stopniowo, jak fragment pejzażu, jego szczegół, który nagle ściąga i przykuwa do siebie nasz wzrok. Była zarówno cząstką tego pejzażu, jak i jego emancją. Jej drobnej raczej sylwetce nie brakowało niczego, co składa się na harmonijne proporcje wdzięcznej, ponętnej kobiecości. Włosy w odcieniu ciemnego kasztanu niesfornym pasmem opadały na czoło, a na delikatnie zarysowanym nosku wstydliwie przysiadły piegi, często towarzyszące włosom takiego koloru i białej, wrażliwej skórze. Poniżej tych piegów usta układały się w obietnicę pocałunku, kiedy milczały