Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Baśnie i poematy
Lata powstania: 1945-1948
zapas tlenu w moim skafandrze,
Wejdę na skałę, stanę na szczycie,
A tam już dotrzeć nie potraficie,
Bo tam nie mogą oddychać płuca,
Więc niepotrzebnie pan się tak rzuca.
Kto atmosfery ma metr z kawałkiem,
Tego nie muszę bać się już całkiem."
Tak zakończywszy mowę dowcipną
Jeszcze iskrami z anteny sypnął.

Tu przerażony lud księżycowy
Spuścił nochale, pochylił głowy
I takiej dostał ze strachu febry,
Że szeptał tylko: "Babry kalebry,
Obry bujubry..." A wódz ich w tremie
Poprosił gościa, by zszedł w podziemie.
W głąb prowadziły śliskie pochylnie.
Siadł pan Soczewka, odbił się silnie
I czując w sobie zapał młodzieńczy,
W
zapas tlenu w moim skafandrze,<br>Wejdę na skałę, stanę na szczycie,<br>A tam już dotrzeć nie potraficie,<br>Bo tam nie mogą oddychać płuca,<br>Więc niepotrzebnie pan się tak rzuca.<br>Kto atmosfery ma metr z kawałkiem,<br>Tego nie muszę bać się już całkiem."<br>Tak zakończywszy mowę dowcipną<br>Jeszcze iskrami z anteny sypnął.<br><br>Tu przerażony lud księżycowy<br>Spuścił nochale, pochylił głowy<br>I takiej dostał ze strachu febry,<br>Że szeptał tylko: "&lt;orig&gt;Babry kalebry,<br>Obry bujubry...&lt;/&gt;" A wódz ich w tremie<br>Poprosił gościa, by zszedł w podziemie.<br>W głąb prowadziły śliskie pochylnie.<br>Siadł pan Soczewka, odbił się silnie<br>I czując w sobie zapał młodzieńczy,<br>W
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego