tłum, w mrok, w strugi deszczu... Wreszcie, w ostatniej rozpaczy, tak jak owa kobieta, która krzyczała: "Griszeńka! Griszeń- ka!", zaczęła wołać na cały głos:<br><br>- Stachu! Stachu!<br><br>Ludzie oglądali się ze zdziwieniem, ktoś pytał natarczywie, co się stało. Schowałem twarz w spódnicę matki. Słyszałem nad sobą powtarzająoe się przeraźliwe wołanie. Krysia szarpała mnie za rękaw:<br><br>- Nie śpij! Słyszysz? Nie śpij!<br><br>I nagle, nie wiedząc kiedy, znalazłem się w ramionach ojca...<br><br>Tragarze wzięli nasze pakunki i ruszyliśmy torami w kierunku samotnie stojącego wagonu.<br><br>Ojciec niósł mnie na rękach, matka prowadziła Krysię i opowiadała szybko i chaotycznie o pobycie w Warszawie, o swoich siostrach