światu.<br>W piersi Róży szemrało źródło. Leciutki, szklisty szmer - to były właśnie fale, z niewidzialnego płynące w niewiadome, te fale, które Marta słyszała powróciwszy z kina - w piersi Róży biło źródło tych fal.<br>- Matko, moja matko - zapłakała.<br>Źródło ucichło. Jednocześnie - z wysoka - z ust zawartych, zdawało się, na zawsze, przyleciał szept.<br><page nr=206> - Napiszcie... wracam... uśmiechnięta.<br>Drzwi skrzypnęły, doktor odciągnął Martę, opuściła zdrętwiałe ramiona, tuż koło jej policzków przesunęły się czyjeś buty... Znowu trzeszczy podłoga, westchnienia trzepocą, wzbijają się chmurą...<br>- Tak. Skończone - mówił doktor.<br>Martę ktoś dźwignął z ziemi, poznała twarde palce Pawła - "patyki, patyki" - wsparła się o szafę, uniosła z trudem głowę