Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
rana Diego był bardzo niespokojny, już rano, kiedy składał swoje rzeczy do sakwy, widziałam, jak mu wszystko leciało z rąk, nie mógł zawiązać supła, rozchylił usta i drżała mu warga.
A nastało tego trzeciego dnia, bo już się zaczął trzeci dzień, jeszcze większe gorąco i coś w powietrzu niby rozżarzone szpilki, kłujące i łyskające, czuło się te ukłucia skórą, oczami, wydawało się, że niebo jest rozbitym na tysiące szkiełek zwierciadłem, i poszliśmy wśród takiego migotania zwierciadlanych odłamków pod górę kamienistym wąwozem.
Pasterze go nam pokazali.
Mówili: o, tam przez siodełko, tam będzie przejście.
I mówili: po tamtej stronie wypoczniecie, bo za
rana Diego był bardzo niespokojny, już rano, kiedy składał swoje rzeczy do sakwy, widziałam, jak mu wszystko leciało z rąk, nie mógł zawiązać supła, rozchylił usta i drżała mu warga.<br>A nastało tego trzeciego dnia, bo już się zaczął trzeci dzień, jeszcze większe gorąco i coś w powietrzu niby rozżarzone szpilki, kłujące i łyskające, &lt;page nr=20&gt; czuło się te ukłucia skórą, oczami, wydawało się, że niebo jest rozbitym na tysiące szkiełek zwierciadłem, i poszliśmy wśród takiego migotania zwierciadlanych odłamków pod górę kamienistym wąwozem.<br>Pasterze go nam pokazali.<br>Mówili: o, tam przez siodełko, tam będzie przejście.<br>I mówili: po tamtej stronie wypoczniecie, bo za
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego