jakiejś pani w przygminnym ogrodzie, w kolorowej sukience i pod<br>kolorowym parasolem, z książką na kolanach, i ta mu się z uśmiechem<br>odkłoniła.<br> - Burmistrzowa - powiedział. - O, ładna pani, choć Niemka.<br> Ale najpierw była fryzjerowa. Spotkałem ją w kilka dni po tym, jak<br>nam Fredek o niej opowiadał. Szła z naprzeciwka, tą samą stroną drogi<br>co ja, a słońce świeciło jaskrawo, aż nie dało się oczu za szeroko<br>otworzyć. Byłbym może gdzieś skręcił, ale i to słońce, i akurat<br>zamyśliłem się o niej, a tu ona. W dodatku była w przezroczystej<br>sukience, że musiałem się bronić, aby na nią nie patrzeć, a pachniała